Daleko od wielkomiejskiego zgiełku żyje się inaczej... W otoczonym zielenią domu z ogrodem czas płynie wolniej,
a przyroda sama upomina się, żeby korzystać z jej darów.
Nie! Nie "uderzyć w skorupkę zdecydowanym ruchem"! Skoro pani Renata tak radzi, to pewnie sama opanowała tę umiejętność do perfekcji. Obawiam się jednak, że osoby mniej w tej sztuce kompetentne mogą zmarnować tuzin jajek (czy raczej skorupek), idąc za tą radą. Więc pozwolę sobie skromnie wtrącić swoje trzy grosze. Otóż: Trzeba (ostrożnie, ale zdecydowanie) uderzyć w jajko (gdzieś pośrodku skorupki) bardzo ostrą końcówką noża (mam taki nóż ze szpikulcem i ten jest idealny do tego celu. Chodzi o to tylko, żeby zrobić malutki-malutki otworek (taki jak, powiedzmy, przy nakłuciu szpilką). Potem trzeba wziąć nóż-piłkę, przyłożyć do tego otworka (tzn. na linii tego otworka) i bardzo delikatnie - na luzie, bez nacisku! - przepiłować skorupkę. (Otworek jest po to, żeby nóż-piłka nie ześlizgiwał się z jajka w początkowej fazie piłowania.)
Nie! Nie "uderzyć w skorupkę zdecydowanym ruchem"! Skoro pani Renata tak radzi, to pewnie sama opanowała tę umiejętność do perfekcji. Obawiam się jednak, że osoby mniej w tej sztuce kompetentne mogą zmarnować tuzin jajek (czy raczej skorupek), idąc za tą radą. Więc pozwolę sobie skromnie wtrącić swoje trzy grosze. Otóż: Trzeba (ostrożnie, ale zdecydowanie) uderzyć w jajko (gdzieś pośrodku skorupki) bardzo ostrą końcówką noża (mam taki nóż ze szpikulcem i ten jest idealny do tego celu. Chodzi o to tylko, żeby zrobić malutki-malutki otworek (taki jak, powiedzmy, przy nakłuciu szpilką). Potem trzeba wziąć nóż-piłkę, przyłożyć do tego otworka (tzn. na linii tego otworka) i bardzo delikatnie - na luzie, bez nacisku! - przepiłować skorupkę. (Otworek jest po to, żeby nóż-piłka nie ześlizgiwał się z jajka w początkowej fazie piłowania.)
OdpowiedzUsuńKażdy sposób jest dobry, jeśli przynosi pożądany efekt. Ja pozostanę jednak przy swoim :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń